przed nim tylko dlatego, ¿e był synem Samuela Cahilla.
Bo¿e, jak on bardzo nienawidził starego, jak gardził jego sposobami trzymania rodziny w ryzach. Samuel rzadził w domu ¿elazna reka, która naginał prawo do własnych potrzeb i łamał ducha swojej ¿ony i synów. - Dran - mruknał Nick, właczajac komórke i odsłuchujac nagrana wiadomosc. Walt Haaga informował go, ¿e własnie przybył do San Francisco. Nick wykrecił numer hotelu Red Victorian i poprosił o połaczenie z wynajetym na jego nazwisko pokojem. 375 - Słucham - Walt podniósł słuchawke po drugim sygnale. - Mówi Nick. - Najwy¿szy czas. Zameldowałem sie w hotelu dzis po południu, a potem nie traciłem czasu. - Dowiedziałes sie czegos? - Owszem, niejednego. Spotkajmy sie w tym barze na rogu. Jak on sie nazywa... - Ivan's. - Nick spojrzał na zegarek. - Bede tam mniej wiecej za pietnascie minut. Był za dziesiec. Kiedy Walt ukazał sie w drzwiach, Nick siedział ju¿ w boksie w głebi baru i zda¿ył zamówic kilka butelek piwa. Kilku stałych bywalców zajmowało miejsca przy innych stolikach, w rogu jakas para w srednim wieku jadła rybe z frytkami. Na podłodze le¿ało sporo łupinek z orzeszków ziemnych, pozostawionych tam przez goszczacy tu wczesniej tłumek wracajacych z pracy. Przy stołach bilardowych pod tylna sciana nie było teraz nikogo. Walt usiadł na ławie po drugiej stronie stołu. Był to niski, krepy me¿czyzna o krótko przystrzy¿onej brodzie, której istnienie wynikało raczej z braku czasu na codzienne golenie ni¿ z nada¿ania za moda. Łysiał, ale chyba nic sobie z tego nie robił. Jego ogorzała twarz swiadczyła o tym, ¿e wiele czasu spedza na swie¿ym powietrzu, pracujac na swoim jachcie. - Sto lat, Cahill - powiedział, biorac do reki oszroniona butelke piwa i stukajac nia w szyjke butelki Nicka. - Rzeczywiscie - przyznał Nick. - Znowu jestes w San Francisco. - Chwilowo. - Skoro tak mówisz - prychnał Walt. - Owszem. Wiec co tam masz? - Ciekawe rzeczy. - Walt pociagnał długi łyk ze swojej butelki. -Zacznijmy od dalszej rodziny, to znaczy twoich kuzynostwa. - Cherise? 376 - Nie, od jej brata, Montgomery'ego. - Walt podrapał sie po brodzie, zagladajac do stojacej na stoliku miseczki z orzeszkami. - Niezły numer. - Co z nim? - spytał Nick, czujac nagłe napiecie. Odkad przybył do San Francisco, ani razu nie widział swojego kuzyna. - Kawał lenia. Nie przepracował w ¿yciu ani jednego dnia. Próbował robic kariere w wojsku, ale mu nie wyszło. Ssał swojego starego a¿ do jego smierci, a potem ¿ył z całego