jej nie oddali...
Kate musiała przyznać, że często o tym myślała. – Cieszę się tylko z jednego powodu – powiedziała Ellen. – Wasz strach pokazuje, jak bardzo jesteście związani z Emmą. Staliście się jedną rodziną. A wszystkie te obawy po jakimś czasie powinny minąć – dodała ciepło. – Obiecuję. Kate zaśmiała się, chociaż wciąż kołatało się w niej przekonanie, że nawet Ellen nie zna całej prawdy o dziewczynie, która urodziła Emmę. – Z tego wynika, że nawet nie dzwoniła, żeby się dowiedzieć o małą? Nie chciała nic wiedzieć? – Nic, Kate. Ale mogę cię zapewnić, że bardzo starannie wybrała rodziców dla swego dziecka. Jeszcze u żadnej z moich matek nie widziałam takiej pewności. Jestem przekonana, że nie będzie was chciała niepokoić. Kate pożegnała się i odłożyła słuchawkę. Niestety ta rozmowa niewiele jej pomogła. Wciąż miała w uszach pełne pociechy słowa Ellen, jednak nadal nie mogła otrząsnąć się z wrażenia, że matka Emmy już zaczęła ich niepokoić. ROZDZIAŁ PIĘĆDZIESIĄTY PIERWSZY Kate postanowiła, że będzie najlepiej, jeśli od razu pozna nowych bywalców ,,Uncommon Bean’’. Zaczęła od Rambo, jak go nazywał Blake. Z przykrością musiała stwierdzić, że jej pracownicy nic a nic nie przesadzili. Rambo rzeczywiście był nieprzyjemny i zimny jak lodowa skała. Kate podeszła do niego i przedstawiła się jako właścicielka kawiarni, chcąc się dowiedzieć, jak się nazywa i co robi w miasteczku. Na próżno. Facet od razu wyjaśnił, że zapłacił kupę szmalu za jej nędzną kawę i wobec tego chciałaby ją wypić w spokoju. Spełniła jego żądanie, czując coraz większy niepokój. Po jakie licho tu przychodzi, skoro zupełnie nie pasuje do małego, przyjaznego wnętrza? Trzeciego dnia w kawiarni pojawił się fan Jerry’ego Garcii, co było oczywiste, gdyż pachniał kadzidełkiem i mówił ,,w porządalu’’ oraz ,,wyczuwam dobre wibracje’’. Marilyn natychmiast wdała się z nim w dyskusję, a Tess zrobiła sobie przerwę i z przyjemnością słuchała opowieści o złotych latach Grateful Dead. Kate natknęła się na niego po tym, jak nakarmiła Emmę i ułożyła ją do popołudniowej drzemki. – Cześć, jestem Kate – przedstawiła się, wyciągając do niego rękę. Z uśmiechem potrząsnął jej dłonią. Zauważyła, że jak na mężczyznę ma nadzwyczaj delikatną skórę. – Od razu się domyśliłem – powiedział. – Jestem Steve. Uwielbiam twoją kawiarnię. Ma naprawdę pozytywne wibracje. – Dziękuję. – A witraże są autentycznie wspaniałe. Tess mówiła mi, że jesteś artystką. – Dziękuję jeszcze raz. Artystką amatorką. – Zmruz˙yła oczy, przyglądając mu się uważnie. Ten człowiek dziwnie jej kogoś przypominał. – Mam wrażenie, że skądś się znamy... – Raczej nie. – Mężczyzna wypił trochę kawy. – Dawno tu nie bawiłem. Chyba że bywałaś na koncertach Grateful Dead... Kate potrząsnęła głową. – Nie, mam tylko ich płyty. Rozmawiali przez chwilę, głównie o muzyce zespołu. Następnie przeprosiła go, ponieważ musiała pomóc Blake’owi przy kontuarze. W kawiarni pojawiła się spora grupa studentów. Kiedy ją w końcu obsłużyli,