- Twoja matka nie mogła ścierpieć myśli, że Nell jest w ciąży - ciągnął sędzia. - To, że byłem niewierny, mogła
jeszcze znieść, ale nie to, że zostałem ojcem innego dziecka. Chyba powinienem był przewidzieć rozwój sytuacji, 144 powinienem był zmusić ją do jakiejś terapii... do diabła, mogłem jej dać ten cholerny rozwód. Tymczasem ona... - ...popełniła samobójstwo - dokończyła za niego Shelby. Mdliło ją i skręcało z bólu na myśl o wszystkich plotkach, których musiała wysłuchiwać w dzieciństwie. - Powiedziałeś, że to był wypadek, a doktor Pritchart zgodził się tak to zakwalifikować. - Wstała i podeszła do ojca. - Dla mnie wersja była taka: mama za dużo wypiła podczas przyjęcia, poczuła się niedobrze i zażyła nie te lekarstwa co było trzeba, tabletki nasenne zamiast przeciwbólowych, i to całą garść... ale zawsze pozostawało pytanie, czy zrobiła to rozmyślnie, czy przypadkowo. - Nie zrobiła tego celowo - upierał się sędzia, patrząc Shelby w oczy. - Twoja matka nie popełniła samobójstwa. Nie zostawiła żadnej notatki, żadnego listu pożegnalnego. Po prostu się pomyliła. - Zesztywniał mu kręgosłup, więc podniósł się i wyprostował; na oczach Shelby zmienił się ze słabego starca z poczuciem winy w silnego, pełnego determinacji i zdolnego manipulować ludźmi sukinsyna, który kiedyś ją spłodził. - To nie ona pierwsza popełniła błąd, prawda? - rzuciła Shelby. Nie mogła się pozbierać, czuła się osierocona. Sama. Pozbawiona matki. - A w ogóle to dlaczego miałabym ci wierzyć? Całe moje życie bezczelnie mnie okłamywałeś. - Pamiętała, że w pokoju jest też Katrina, wiedziała, że nie powinna mówić zbyt wiele, nie mogła jednak się powstrzymać. - Ale to się skończyło, jasne? Dość już tajemnic. Została tylko jedna, której jeszcze nie wyjawiłeś. - To nie jest dobry moment - ostrzegł sędzia, zerkając z ukosa na Katrinę, która siedziała jak urzeczona za szklanym blatem stolika. - Dość tych wymówek. Chcę odnaleźć Elizabeth, tato. I zrobię to, choćbym miała dać ogłoszenie do „Coopersville Gazette” albo nawet - zamaszystym gestem wskazała Katrinę - do następnego numeru „Lone Star”. - Kto to jest Elizabeth? - zapytała Katrina. - Elizabeth Jasmine Cole. Moja córka. Myślałam, że nie żyje. Powiedziano mi, że umarła zaraz po porodzie, ale teraz okazuje się, że ona żyje. - Jasny gwint! - Katrina otworzyła usta ze zdziwienia. Shelby przyglądała się tej kobiecie-intruzowi, a zarazem swojej przyrodniej siostrze. - Posłuchaj mnie teraz. Nie wolno ci wydrukować ani słowa z tej rozmowy, dopóki nie dam ci zezwolenia. Zawarłyśmy układ, pamiętasz? - Ale... - Nie, dopóki na to nie pozwolę, bo inaczej łeb ci urwę w sądzie. - Ponownie zwróciła się do ojca. - Przemyśl to, tato. Albo mi powiesz, gdzie jest - Elizabeth, albo rozgłoszę wszystko w prasie i ta rodzina nie będzie już miała żadnych tajemnic! Ruszyła do drzwi i kiedy wyszła, omal nie wpadła na Lydię i jej wiadro z mopem. - Och, przepraszam - powiedziała machinalnie. - Nie, nie, to nie twoja wina. - Zakłopotana Lydia wyniosła z foyer wiadro z brudną wodą i mopa. Shelby obserwowała ją i nagle uświadomiła sobie, że gosposia cały czas podsłuchiwała. Ale dlaczego? Ze zwykłej ciekawości? A może ona również była uwikłana w rodzinne tajemnice? Stała z ręką na klamce i zorientowała się, że ojciec patrzy na nią ze swojego miejsca w salonie. Jakim był człowiekiem? Prawnik. Sędzia, na miłość boską, a przy tym człowiek, który szedł przez życie jak buldożer, nie licząc się z uczuciami innych, który porzucił dziecko i oczekiwał tego samego od niej. Nic z tego! - Muszę się stąd wynieść. 145 - Dokąd się wybierasz? - zapytała Lydia. - Nieważne dokąd. Byleby nie być tutaj. - Shelby gwałtownie otworzyła drzwi i szła energicznym krokiem po trawniku, pełnego koników polnych. Pomimo surowych słów i determinacji była przytłoczona świadomością, że została oszukana, miała wrażenie, że to, co się jej przytrafia, to jakaś złuda. Wiedziała, że ojciec ją okłamywał, naginał prawo do swoich potrzeb, grał według własnych, błędnych reguł, ale nigdy nie spodziewała się czegoś takiego: że ukrywał własne dziecko, że wyparł się własnej krwi i jeszcze przyczynił się do śmierci własnej żony, a wszystko po to, żeby ratować już i tak mocno podejrzaną reputację. No cóż, to się skończyło. Shelby walczyła z bólem głowy, brzucha i napiętych mięśni. Musiała się stąd wyrwać, na spokojnie przemyśleć to, czego się dowiedziała. - Powoli - mówiła sobie, wsiadając do wynajętego samochodu. Uruchomiła silnik i rozsunęła dach kabrioletu. Mogła pognać do Nevady, rzucić mu się w ramiona, obnażyć przed nim swoją duszę, a on by ją objął i zapewnił, że